Nie wiem czy ktoś kto oglądał "Sos mi vida" ma podobne wrażenie. Zanim zaczęłam oglądać ten serial słyszałam, że cieszył się ogromną popularnością, że pobił chyba nawet słynnego "Zbuntowanego Anioła" itp. itd. Tymczasem serial jest OK ale nic poza tym. Podejrzewam, że nie byłby tak uwielbiany gdyby nie sprawdzony duet Oreiro & Arana. W "Sos mi vida" było wszystko: wyjątkowy klimat, fajna muzyka, świetne, bardzo zabawne dialogi, barwne postaci (do tego fajnie zagrane), ale brakowało jednej bardzo istotnej rzeczy...FABUŁY. Serial opiera się na przeplatających się po sobie wątkach, które nie ciągną się dłużej niż pół lub jeden odcinek, ani to sitcom ani klasyczny serial. Na początku to było zabawne ale później już zwyczajnie nużyło. Bohaterowie drugoplanowi nie mieli innego życia poza tym związanym z Monitą i Martinem, wszystko kręciło się wokół nich, co było bardzo irytujące. Wątek Jose i Turci był nudny jak flaki z olejem, podobnie Alfredo i Mercedes. Najlepiej wypadł wątek Falucho i Miguela, byli przezabawni, świetny był również Kike oraz postać Debbi i Lalo, Constanza też była świetnie zobrazowana. Zdaję sobie sprawę, że "Sos mi vida" miało być parodią typowej opery mydlanej, ale nawet parodia powinna mieć jakąś fabułę, a nie tylko prześmiewać wszystkie schematy znane z telenowel.